się dowiedzieć o odpowiedź, prosił, by weszła, szepnąwszy pierwej do Piotra:
— Biedna kobieta, potrzebowała dziesięciu franków, by wykupić materac z zastawu... nie miałem pieniędzy, lecz postarałem się... Mieszka na poddaszu i nie może się utrzymać ze swoich dochodów, walczy jak może, by sobie dać radę...
Piotr, przypomniawszy sobie młodego człowieka, którego widział w mieszkaniu u Salvata, spytał:
— Czy ona nie ma syna, mającego lat dwadzieścia?...
— Tak, tak... to jej syn. Przypuszczam, że ona pochodzi z zamożnej rodziny z prowincyi. Mówiono mi, że wyszła zamąż w Nantes za swego nauczyciela muzyki... Inni mówią, że dała się przez niego wykraść... i razem z nim przybyła do Paryża... ale on wkrótce umarł... smutny koniec miłości! Sprzedawszy meble, zgromadziwszy, co było można, wdowa miała dwa tysiące franków rocznego dochodu... ograniczywszy się w wydatkach, zdołała syna posyłać do gimnazyun... Lecz nowe na nią spadło nieszczęście... Pieniądze były ulokowane w papierach, które straciły wartość i dochód zmalał do ośmiuset franków... Z tego trudno utrzymać się we dwoje... Komorne wynosi dwieście franków rocznie, zatem pozostaje jej na wszystkie inne wydatki piędziesiąt franków na miesiąc... Od półtora roku syn z nią nie mieszka, bo nie chciał być jej ciężarem. Pra-
Strona:PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/461
Ta strona została uwierzytelniona.