Strona:PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/463

Ta strona została uwierzytelniona.

Znów się zarumieniła, i sądząc, że dzieje jej życia są znane obu księżom, rzekła:
— Tak. Mój biedny mąż całe swe życie był nieszczęśliwym, prześladowanym... Był więc rozgoryczonym i rozżalonym na wszystkich i na wszystko. Umarł w więzieniu, bo został aresztowany podczas jednego z burzliwych zebrań, na które lubił uczęszczać... Aresztowano go, bo nieszczęśliwie zranił agenta policyjnego... Przed laty wziął udział w komunie i bił się mężnie, chociaż był bardzo łagodnego usposobienia. Pożycie nasze było szczęśliwe, mąż ubóstwiał mnie zawsze.
Oczy pani Mathis zaszły łzami. Ksiądz Rose, wzruszony, chciał ją pocieszyć, przypominając Wiktora:
— Trzeba mieć nadzieję, że syn będzie dla pani pociechą... Może niedługo znajdzie stanowisko, a przywiązaniem swem osłodzi pani życie.
Pani Mathis wstała i, pożegnawszy się, cicho wyszła z pokoju. Smutna jej twarz nie rozjaśniła się ani na chwilę, a nic nie wiedząc, co się dzieje z synem, drżała, by los nie zosłał jej nowego ciosu.
— Nie myślę — rzekł Piotr, po jej odejściu — by ta biedna kobieta mogła liczyć na swego syna... Raz go tylko widziałem, lecz dziwnie zimne i ostre ma spojrzenie.
— Tak sądzisz? — zawołał ksiądz Rose, zaniepokojony w swej naiwnej potrzebie dopatrywania się we wszystkich własnej swej tkliwości. — A mo-