Strona:PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/465

Ta strona została uwierzytelniona.

zamienia się u niego w chorobę... A życie, jakie prowadzi, jest szkodliwem dla jego delikatnego organizmu.
Zamilkła, westchnęła, wahając się, czy wyspowiada się do końca.
— Nie widzę możności innego sposobu życia dla niego — rzekł powoli markiz, którego sylwetka słabo się zarysowywała w głębi fotelu, po drugiej stronie kominka. — Służba w wojsku byłaby dla niego jeszcze uciążliwszą, i bardziej wyczerpującą... wszak nawet karyera dyplomatyczna okazała się dla niego nieodpowiednią z powodu delikatnego zdrowia... Zatem, droga moja, przyznaj, że Gerard nie ma nic innego do czynienia, jak to, co robi... Pocieszajmy się myślą, że może doczeka się szczęśliwszych okoliczności... końca tych niedorzecznych republikańskich rządów, które Francyę do grobu zapędzają.
— Tak, zapewne. Ale tymczasem?... Ja właśnie się obawiam tak długo przeciągającej się bezczynności Gerarda. Bywanie w świecie wyczerpuje go, a przytem spotyka się z różnymi ludźmi, zatraca poglądy, jakie mieć powinien... Przecież tyle ustępstw musieliśmy mu sami zrobić... na tyle znajomości pozwolić!... Chociażby ostatni jego stosunek miłosny!... Pamiętasz jak byłam temu przeciwna... to drażniło i raziło cały szereg moich poglądów, a nawet religijnych przekonań... lecz wyznaję, że był czas, gdy pogodzi-