Strona:PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/472

Ta strona została uwierzytelniona.

Na obnażonym jej biuście połyskiwały rzędy brylantów, brylantowe spięcia łączyły stanik na ramionach, podtrzymywały fałdy koronek, brylantowe bransolety i pierścionki stroiły ręce, a brylantowy dyadem rozjaśniał włosy nad czołem. Podobną była do obrazu dziewicy, strojnej w dary, zniesione przez wszystkich, ukorzonych przed majestatem jej królewskiego oblicza.
Pragnęła pochwały z ust Gerarda. Uśmiechnął się i rzekł z odcieniem szyderstwa:
— Tak jesteś ładna, że na wszelki strój możesz sobie pozwolić.
— Masz tobie!... Widzę, że drwi sobie ze mnie! Przyznaj, że mnie dziś uważasz za parweniuszkę, która zapragnęła popisać się swojemi kosztownościami?... Podług ciebie powinnam była ubrać się skromnie i dać skromny obiadek? Ot, nie znasz się, mój kochany! Nie na każdego w jednakowy sposób trzeba polować!
Duvillard, dumny z bogatego stroju Sylwii, znajdował, że miała racyę włożyć dziś swoje brylanty. Promieniała, jak bóstwo, a wszystkie promienie otaczającej ją chwały, jego były dziełem.
Fonsègne utrzymywał, że brylanty są niebezpieczną wartością, cena ich może spaść z dnia na dzień, bo, dzięki elektryczności, uczeni są już na drodze sztucznego ich fabrykowania. Duthil,