Strona:PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/474

Ta strona została uwierzytelniona.

snych poglądach. Dziś, w obecności jednej tylko Sylwii czuł się swobodnym, i silił się, by jej wyrazić zachwyt, jaki w nim wzbudziła. Prawda, że dotąd znał ją z widzenia, a kiedyś w paru słowach zjadliwie ją skrytykował, jako wypadkową aktorkę, w drodze łaski obdarzoną maleńką rolą w jednym z bulwarowych teatrów. Lecz widząc ją teraz strojną jak królowę, otoczoną temi czterema mężczyznami o głośnych nazwiskach, postanowił zapisać się do rzędu jej jawnych protektorów, wydało się mu bowiem zabawnem, ironicznem, wmówić w publiczność, że ta ładna dziewczyna posiada rzeczywisty talent. Wszak narzuciwszy Paryżowi Sylwię, przestanie być uważanym za pedanta i profesora, może wreszcie przez nią uzyska ten upragniony patent paryzkiej lekkomyślności!
Zajęto miejsca przy stole, dokoła śnieżnego obrusa, zasłanego wonnemi kwiatami, z pomiędzy których wychylała się wspaniała zastawa ze srebra i kryształów. Każdy z biesiadujących miał po za swem krzesłem oddzielnego lokaja, który pilnował jego talerzy i kieliszków. Dań było wiele, a wszystkie wyszukane, najdroższe, dla nikogo innego nieprzystępne i prawie że nieznane. Ryby były z Rosyi, zwierzyna zakazana w tej porze, trufle wyjątkowej wielkości, nowalie cieplarniane, jarzyny i wszelkie owoce, jak na schyłku lata. Dobroć i obfitość podawanych po-