Strona:PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/483

Ta strona została uwierzytelniona.

gretowi, który przywykł otrzymywać najdziwaczniejsze rozkazy, nigdy nie okazując najlżejszego zdziwienia.
Kawiarnia, w której śpiewał wieczorami Legras, zasłynęła od jakiegoś czasu pod nazwą „Muzeum okropności“. Mieściła się ona w długiej, wązkiej, nieregularnej sali z licznemi zagłębieniami i o nizkim, zakopconym suficie. Nędzną dekoracyę brudnych ścian stanowiły jaskrawe afisze, przedstawiające prawie nagie kobiety. W głębi, poprzedzona fortepianem, wznosiła się estrada, na którą wychodziły drzwi z zasuwaną firanką. W sali, publiczność siadała na prostych drewnianych ławkach lub stołkach, przed któremi ciągnęły się rzędy karczemnych stolików ze szklankami podawanych napojów. W całej sali nie można było dostrzedz śladu zbytku, sztuki, a chociażby usiłowania utrzymania porządku i czystości. Gazowe kinkiety, bez szkła i globów, paliły się płomieniem, szalenie nagrzewając ciężkie, parne powietrze, zatrute oddechem, potem i fajczanym dymem. Wśród tego oparu wynurzały się spocone, połyskujące, czerwone twarze i stłoczone, zbite sylwetki nagromadzonej publiczności, pijanej od trunków, pijanej oddychanem tu powietrzem, pijanej krzykami, które się zrywały jak nawałnica po każdej odśpiewanej zwrotce. Estradę zajmował Legras, lub jedna z kilku szansonistek zjawiających się dla zmiany, lecz filarem i sławą kawiarni był tylko Legras, którego sprośny, ohydny