Strona:PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/484

Ta strona została uwierzytelniona.

repertuar przyciągał co wieczór tłum publiczności, dążącej tutaj cwałem z całego Paryża, jak na ucztę nieznanej dotąd ponęty. Z chwilą postawienia tej estrady, powodzenie kawiarni stało się głośnem prawie z dnia na dzień, podczas, gdy przez dziesięć lat poprzednich, niejeden właściciel zbankrutował, nie mogąc się utrzymać z lichych dochodów, zbieranych ze spokojnych emerytów, przychodzących co wieczór na partyę domina.
Brudna, cuchnąca ta sala przyciągała teraz ku sobie krańcowy wykwit rozpusty, kału i ohydy. Paryż hulaszczy, Paryż bogaczów, znużonych grabieżą, swawolą i władzą, Paryż próżniaczy zbiegał się tutaj w pogoni za sensacyą, chociażby przynieść ją miała wyuzdana sprośność, lub oplwanie i bryzg pogardy. Wszechwładzę dzierżąca burżuazya przesyconą już była, lecz zazdrośnie strzegąc całości swych skarbów i nic z nich uronić sobie nie dozwalając, czuła się w przeddzień swego upadku, swej jutrzejszej nicości, a zobojętniawszy z przesytu, pragnęła, by jej plwano te groźby prosto w twarz. Jakże przerażającym symptomatem jej zepsucia było to doszukiwanie się środków, mogących przyśpieszyć ostateczny, własny jej rozkład! Jutrzejsi skazańcy sami dobrowolnie rzucali się w kał, czerpiąc swą rozkosz w pojeniu się wymiocinami bryzganemi im z estrady tej najpodrzędniejszej kawiarni! Stąpali po grzązkiej jej podłodze, sia-