wyrostków, włocha Rossi i paryżanina Sanfaute. Włoch był nizkiego wzrostu, brunet, pozował w pracowniach jako model, lecz najczęściej próżnował, zarabiając na swe utrzymanie podejrzanemi rzemiosłami. Paryżanin był ulicznikiem z przedmieścia la Chapelle, blady, szczupły, bez zarostu, nosił długie włosy, zaczesane jak u kobiety, używał wyrażeń trywialnych i tchnął cały zepsuciem.
Rozgorączkowana Rozamunda rzekła błagalnie do Bergaza:
— Panie, jak widzę, znasz tutaj wszystkich, cały ten okropny świat, proszę niech mi pan pokaże najciekawsze osobistości, chciałabym zobaczyć złodziei, złoczyńców, a może są pomiędzy nimi i zabójcy?
Bergaz roześmiał się i odrzekł drwiąco:
— Ależ pani zna tutaj wszystkie najciekawsze typy, jest pani wśród swoich znajomych; ta ładna, różowa, drobna kobietka, tam, w głębi, jest żoną konsula, a ponieważ bywa u pani, zatem, nie potrzebuję opowiadać jej przeszłości... Na prawo od tej amerykanki, dobrze pani znanej, siedzi wysoka brunetka, majestatyczna, jak królowa — jest to hrabina, którą pani codziennie widuje w lasku Bulońskim... A ta chuda, zaraz za nią, ta, której oczy błyszczą, jak u wilczycy, jest kochanką jednego z najwyższych dygnitarzy, słynnego zwłaszcza z surowości obyczajów!
Strona:PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/486
Ta strona została uwierzytelniona.