Strona:PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/499

Ta strona została uwierzytelniona.

trzech mężczyzn za kobiecą sylwetkę, poznaną została przez Gerarda.
— Ksiądz Fromont! Jakim sposobem jesteś tu, ksieże o tej godzinie?
Piotr, nie okazawszy zdziwienia, że ich spotyka we trzech na zewnętrznym bulwarze, i nie pytając, dla czego się tutaj znajdują wśród dżdżystej nocy, odpowiedział, że wraca z nocnego przytułku, który zwiedził w towarzystwie księdza Rose. Ach, jakże przerażającą była nędza ludzi, którzy szukali chwilowego przytułku w tych nocnych schroniskach, o brudnych izbach, zatrutych wyziewami spędzonego cierpieniem stada ludzkiego! Będąc tam, Piotr czuł się ciągle blizkim zemdlenia z powodu odrażającego powietrza w izbach, przepełnionych padłymi ze znużenia nędzarzami, którzy w odrętwiającym śnie jeszcze zdawali się cierpieć wszystkie bóle swego straszliwego życia. Spali pokotem, w ścisku, wszyscy razem, starcy i dzieci, ludzie w pełni sił i kaleki, splugawieni krańcową nędzą, sponiewierani, obdarci, w łachmanach przypominających ubranie prostych wyrobników, a tuż obok ludzie w tużurkach, ale bez koszuli, pod tem ubraniem świadczącem o lepszej jakiejś przeszłości. Paryż codziennie rzuca na bruk całe stosy takich rozbitków życiowych, a są pomiędzy nimi niepoprawni włóczędzy, próżniacy, lecz iluż jest nieszczęśliwych, niesprawiedliwością losu zepchniętych w ten odmęt czarnej rozpaczy i nędzy! Niektórzy