Strona:PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/515

Ta strona została uwierzytelniona.

kich dopatrując się anarchistów. Dotąd wszakże nie śmiano przyjść po Barthèsa, bo mieszkał u księdza ogólnie czczonego i uważanego za świętego w całem Neuilly. Monferrand pochwalił tę wstrzemięźliwość policyi względem duchowieństwa i zalecając ją na przyszłość panu Gascogne, oświadczył, że osobiście załatwi tę sprawę.
— Nie, nietrzeba, aby niepokojono dom księdza Fromont. Znasz pan moje zasady i radzę ci, byś sam to w życiu stosował; księży trzeba mieć za sobą, a nie przeciwko sobie. Napisałem do księdza Fromont, wzywając go do siebie na dziś rano, bo dziś jestem swobodniejszy... Rozmówię się z nim osobiście, więc sprawa Barthèsa już do pana nie należy...
Gascogne miał wyjść, gdy we drzwiach ukaczał się woźny; mówiąc, że pan prezydent gabinetu chce się widzieć z panem ministrem.
— Barroux! A to licho nadało! Panie Gascogne, wyjdź pan temi bocznemi drzwiami, wolę, by pana nikt dziś u mnie nie widział, ponieważ pragnę, aby do czasu nie wiedziano o aresztowaniu Salvata... A pamiętaj pan, że tylko ja jeden powinienem o wszystkiem wiedzieć, telefonuj pan natychmiast, jeżeli zajdzie coś ważnego!
Zaledwie Gascogne zniknął za drzwiami salonu, gdy woźny otworzył przedpokój, meldując:
— Pan prezydent rady ministrów!
Wyciągnąwszy obie dłonie ku wchodzącemu, Monferrand powitał go z przybraną serdeczno-