Strona:PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/520

Ta strona została uwierzytelniona.

Przyszedł, by naradzić się zemną w kwestyi użycia olbrzymich sum, jakie baron Duvillard poświęcał dla zrobienia reklamy. Pokazał mi listę monarchicznych dzienników z wykazem sum, jakie otrzymały. Pamiętam, że cyfry wydały mi się wielkie, więc rozgniewałem się, mówiąc, że wzbogacając tę nieprzyjazną rządowi prasę, podkopują byt Rzeczypospolitej. A na prośby wystraszonego mojemi słowami Huntera, ułożyłem listę republikańskich dzienników, kładąc przy każdym cyfrę, jaką każdy z nich powinien otrzymać za zrobione reklamy. W ten sposób przyjazna nam prasa otrzymała owe dwakroć sto tysięcy franków, które „Głos ludu“ zapewnia, że wsiąkły do mojej kieszeni! Oto cała historya tych pieniędzy...
Wstał i bijąc się pięścią w piersi, zawołał z gniewem:
— Mam już dosyć tych oszczerstw, tych kłamstw! To, co teraz powiedziałem, opowiem jutro przed całą Izbą... Innej obrony nie potrzebuję, bo innej być nie może... Uczciwy człowiek nigdy prawdy się nie lęka!
Monferrand także powstał i w chwilowem uniesieniu jednym okrzykiem wyspowiadał się szczerze:
— Głupstwo, głupstwo! Nigdy nie trzeba się przyznawać i ty nie powinieneś tego robić!
Lecz Barroux uparł się i rzekł z patetyczną wyniosłością: