Utrwalał się w tem przekonaniu i zdawało mu się, że jest na zawsze uleczony. Rzeczywiście, zapomniał o niej, wziąwszy do ręki poranne dzienniki. Ogłoszona w „Głosie ludu“ lista trzydziestu dwóch nazwisk spadła nań, jak cios, bo zawsze powątpiewał, by Sagnier rzeczywiście ją posiadał. Oprzytomniawszy, zaczął czytać dokument i już z zimną krwią odróżniał prawdę, spowiniętą w mnóstwo kłamstw niedorzecznych potwarzy. Czuł, że jeszcze tym razem nie jest osobiście dotknięty, lękał się tylko jednego, a mianowicie, by Hunter, jego pośrednik, nie został aresztowany, bo proces, wytoczony Hunterowi, mógłby go wprost zamięszać w całą tę sprawę. Po chwili, zupełnie ochłonąwszy, przypomniał sobie z uśmiechem zwykłe swoje rezonowanie: uczynił tylko to, co zwykle czynią wszystkie domy bankierskie, przy wypuszczeniu nowej emisyi. Płaci się wtedy zwykle za reklamę w dziennikach, używa się pośredników, nagradza usługi tajemnie oddane — słowem, rzuca się we właściwe ręce częś pieniędzy, przeznaczonych na pchnięcie interesu w ruch i postawienie go na nogi. Traktuje się to jako interes, a byle sprawa poszła dobrze, wszystko jest w porządku. Duvillard zwykle w ten sposób postępował, płacąc przytem hojnie i w najtrudniejszych okolicznościach, pozostając panem swej woli i myśli. Z pogardą odezwał się niedawno o jednym z bankierów, który, zamięszany w skandaliczną sprawę, dał się wyzyskać
Strona:PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/524
Ta strona została uwierzytelniona.