Strona:PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/527

Ta strona została uwierzytelniona.

uginać pod ciężarem skłopotanej głowy, wielkiej i wydłużonej, jak u konia. Ubranie starego deputowanego było tak brudne i zaniedbane, że można go było wziąść za żebraka. Dostrzegłszy Duvillarda, zbliżył się chyłkiem do niego i z wielką uniżonością kłaniając się, rzekł:
— Ach, panie baronie, jakże ludzie są złośliwi! To wszystko mnie zabija! Czuję, że tego nie przeżyję, a cóż wtedy będzie z moją żoną i z mojemi trzema córkami, których jestem jedyną podporą!...
W żałosnej tej skardze wypowiadał całość swego zwichniętego życia, uważał się za ofiarę polityki, dla której dopuścił się takiego szaleństwa, jakiem było z jego strony opuszczenie swego notaryalnego biura w Arras, gdzie spokojnie dotąd przebywał. Lecz ogarnięty szałem zatryumfowania w Paryżu i kierowania sprawami swego departamentu, przybył do stolicy wraz z żoną i trzema dorosłemi córkami, które, pragnąc błyszczeć w salonach, ujarzmiły go swemi wymaganiami. Był ich sługą, a zarazem sponiewieranym celem szyderstw, z powodu ciągłego rozmijania się z powodzeniem i zdobyciem fortuny. Z natury swej byłby z ochotą pozostał uczciwym deputowanym, lecz czyż mógł być takim w obec bezustannych wymagań rodziny? Wszak zawsze mu było potrzeba pieniędzy, ciągle gonił za pożyczką stu franków, a w tak krytycznem położeniu, czyż nie był z konieczności deputo-