Strona:PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/529

Ta strona została uwierzytelniona.

bo zapewne potrzebuje pieniędzy, wydając za mąż jedną ze swych trzech córek.
Chaigneux nieledwie do nóg padając baronowi, dziękował:
— Panie baronie, życia mi nie starczy, by się wywdzięczyć za tyle dobrodziejstw!
Gdy Chaigneux wreszcie odszedł, Duvillard ze zdziwieniem ujrzał księdza Fromont, który siedział na ławce na boku, czekając widzenia się z ministrem. Dla czego on tutaj przyszedł? Przecież nie jest zamięszany w dzisiejszy skandal... a jednak widocznie jest zatrwożony, chociaż chce to ukryć, udając, że czyta coś z zajęciem. Duvillard zbliżył się do niego i bardzo życzliwie powitał. Piotr z całą szczerością odpowiedział, że został zawezwany listownie przez ministra, lecz nie domyśla się z jakiego powodu. Uśmiechał się, mówiąc, bo pragnął nie okazywać swego wewnętrznego niepokoju. Czekał już od kwadransa, i był w obawie, że go zapomniano.
Woźny zbliżył się do barona:
— Pan minister kazał powiedzieć, że za chwilę służy panu baronowi. Obecnie jest zajęty rozmową z panem prezydentem rady ministrów. Ale mam rozkaz wprowadzenia pana barona natychmiast po wyjściu pana prezydenta.
Prawie równocześnie drzwi się otworzyły i wyszedł Barroux, a poznawszy barona, zatrzymał go na chwilową rozmowę. Skarżył się z goryczą na wybuchły skandal i na okrutną niespra-