Strona:PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/532

Ta strona została uwierzytelniona.

mi pomijać skrupułów kolegi Taboureau, zwłaszcza w chwili obecnej. Toż wszyscyby się z nas śmieli!... I śmieliby się nie bez przyczyny. Ministeryum obalone, albo ocalone z powodu sprawy Sylwii!
Podał rękę, chcąc się pożagnać. Baron zatrzymał rękę Barrouxa w swych dłoniach i, blady, wzruszony, rzekł z wielką powagą:
— Źle robisz, kochany ministrze, śmiejąc się z tego... Wierzaj mi, że źle robisz! Ministerya padały i powstawały z przyczyn o wiele jeszcze drobniejszych... A jeżeli jutro noga ci się pośliznie, życzę ci, abyś nigdy tego nie żałował...
Duvillard popatrzył za odchodzącym prezydentem rady ministrów, obrażony jego żartobliwym tonem. A więc, istnieją przeszkody, których on, Duvillard nie jest w stanie przezwyciężyć? Myśl ta stała mu się bolesną, wprost nieznośną. Poprzysiągł sobie teraz, że musi przeprowadzić tę sprawę, już nie dla dogodzenia Sylwii i zadowolenia jej zachcianki, lecz dla zaspokojenia własnej, obrażonej ambicyi. A gdy zdobędzie ów kontrakt, podpisany w ministeryum, pośle go natychmiast Sylwii, jako zemstę swoją, zemstę, której gorycz odczuje ona, jak krwawy policzek. Postanowienie barona było niezłomne, powiedział sobie, że zrobi tak, chociażby miał wszystko zaryzykować i odmienić cały skład dostojników w ministeryum sztuk pięknych.
Duvillard patrzył jeszcze za odchodzącym Bar-