Strona:PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/535

Ta strona została uwierzytelniona.

drżał, by sprawa ta nie została ujawnioną, i dopiero spojrzawszy teraz w oczy barona, nieco się uspokoił, a odzyskując równowagę, wyrzucał sobie, że skłamał niezręcznie i że brakiem panowania nad sobą ujawniał swój wewnętrzny niepokój.
Woźny zbliżył się ku nim.
— Ośmielam się przypomnieć panu baronowi, że pan minister czeka na niego.
W sali nie było już prawie nikogo. Fonsègne z zadziwieniem ujrzał siedzącego tu na boku księdza Fromonta, a przywitawszy go, zapytał o przyczynę przyjścia i zajął przy nim miejsce na ławce. Piotr powtórzył, że otrzymał list, wzywający go do ministra, lecz nie domyśla się z jakiego powodu. Lekkie drżenie rąk Piotra świadczyło o jego niepokoju, wzrastającym z każdą chwilą przedłużającego się wyczekiwania. Lecz uwzględniał to pomijanie kolei osób z wyjątkowo ważnemi okolicznościami, jakich się domyślał po przeczytaniu porannych dzienników.
Na powitanie barona Duvillarda, wchodzącego teraz do gabinetu, Monferrand podszedł z wyciągniętemi rękoma do serdecznego uścisku. Twarz miał spokojną, uśmiechniętą, jak zwykle, nadciągająca burza nie piętnowała mu strachem oblicza.
— Cóż mówisz, drogi baronie, na te wszystkie historye?
— Idyotyczne, zupełnie idyotyczne! — odpo-