Strona:PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/540

Ta strona została uwierzytelniona.

— Przepraszam... wszak panowie mi pozwalacie?...
Przez chwilę słuchał, to znów odpowiadał, pochylony nad aparatem, lecz z krótkich jego odpowiedzi i zapytań, nie można się było niczego domyśleć.
Monferrand rozmawiał z panem Gascogne, który, wierny danej obietnicy, telefonował, że Salvat został odnaleziony w lasku Bulońskim i że niebawem rozpocznie się na niego obława.
— Wybornie, a proszę pamiętać o moich rozkazach!
Monferrand, odszedłszy od telefonu, zaczął zwolna przechadzać się wzdłuż pokoju i rad z wiadomości o ujęciu Salvata, dopełniał w myśli plan swego postępowania. A przystanąwszy, rzekł do swych dwóch przyjaciół:
— Cóż chcecie, moi drodzy, nic nie jestem w stanie uczynić, bo jutro już nie będę ministrem... Ręczę wam, że moglibyście spać spokojnie gdybym był u władzy! Ba! Gdybym był u władzy!... Wyznaczyłbym natychmiast komisyę śledczą, a wiecie, że to najpewniejszy sposób pogrzebania sprawy na zawsze. A w takich rozgałęzionych, olbrzymich sprawach jak ta, która nas obchodzi, niema podług mnie innego rozsądnego wyjścia, to jest, jeżeli się dba i chce uniknąć zawsze niepotrzebnego skandalu. Tak, tak, ja nicbym nie wyznał... ach, ten Barroux... i wyznaczyłbym ko-