zał się względem Duvillarda i Fonsègne’a; mogli liczyć na niego jak na swojego, tem więcej że ich potrzebował. Finansowa potęga barona, oraz wpływ na opinię publiczną takiego dziennika, jak „Globe“, były potężnemi poplecznikami dla każdego męża stanu. Zaś, po za kwestyą Sylwii, tak Duvillard jak Fonsègne potrzebowali człowieka dość potężnego u steru rządu, by mógł raz na zawsze pogrzebać sprawę Afrykańskich kolei żelaznych, chociażby przy pomocy zamianowania komisyi, lecz komisyi będącej całkowicie w jego ręku. Porozumienie między trzema obradującymi nastąpiło prędko i było stanowcze. Nic tak nie zbliża ludzi, jak wspólność interesów, strach, oraz pewność, że połączywszy się mogą sobie zabezpieczyć szeroką bezkarność. Gdy główna sprawa została ubita, Duvillard przedstawił ministrowi polecenie Duthila co do młodej damy z prowincyi, Monferrand natychmiast oświadczył, że wszystko zostanie załatwione podług życzeń barona. Wreszcie okazało się, że sam Duthil jest dobrze widzianym przez ministra.
— Miły chłopiec! Dobrze byłoby, gdybyśmy więcej takich mieli! Jaknajwięcej!
Duvillard podniósł następnie prośbę przyszłego zięcia deputowanego Chaigneux. I ta sprawa została natychmiast załatwiona z jaknajpomyślniejszym skutkiem. Przyszły zięć mógł liczyć na korzystną posadę. Ten poczciwy Chaigneux! Taki
Strona:PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/546
Ta strona została uwierzytelniona.