odrazu się wypowiedział ze wszystkiem, co się odnosiło do sprawy starego Mikołaja Barthèsa. Piotr wyczekiwał od dwóch godzin rozmowy z ministrem i przez ten czas przeżywał ciężkie chwile obawy, był bowiem przekonany, że go wezwano tutaj, odkrywszy pobyt Wilhelma w jego dworku w Neuilly. Nie wiedział, jaki obrót sprawa weźmie i drżał z obawy o los brata. Słuchając teraz słów ministra, tak był zdziwiony, że słyszy tylko o Barthèsie, że prawie uszom swoim niedowierzał. Minister oświadczył mu, że rząd woli się dowiedzieć, że Barthès uciekł z Paryża, aniżeli aresztować go i raz jeszcze zamykać w więzieniu.
Piotr nie mógł się wydziwić, jakim sposobem policya odkryła miejsce, gdzie się schronił Barthès, a równocześnie udawała, że nie wie o pobycie Wilhelma pod tym samym dachem? Lecz były to zawiłości nie do odgadnięcia, należące do systemu tajemniczych sztuczek policyjnych.
— Zatem panie ministrze, jakie powinno być moje zachowanie się w tej sprawie? Proszę o bliższe objaśnienie... Bo dobrze nie rozumiem...
— Szanowny księże Fromont, całkowicie to oddaję pańskiej roztropności... Trzeba, aby za czterdzieści osiem godzin tego człowieka nie było już u pana, bo gdyby po tym upływie czasu jeszcze się tam znalazł, bylibyśmy zmuszeni aresztować go, co byłoby dla nas rzeszą bolesną, gdyż wiemy, że dom pański jest przybytkiem świętego
Strona:PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/548
Ta strona została uwierzytelniona.