znów o możliwych kosztach reklamy a w chwili wręczenia pieniędzy, tak go uspokoił, iż owe dziesięć tysięcy franków Duthil uznał za dział słusznie mu należny.
— Tak, mój kochany — twierdził baron coraz silniej zabawiony wystraszoną twarzą gościa — nie warto o tem mówić... Ale powiedz, czy widziałeś Sylwię?
— Dopiero co u niej byłem. Jest na pana zagniewana. Dziś rano dowiedziała się, że sprawa jej w Komedyi francuskiej wpadła w wodę.
Twarz barona nagle poczerwieniała gwałtownym gniewem. Ze spokojem przyjął wiadomość o groźbie wyjawienia skandalicznego przekupstwa w sprawie afrykańskiej kolei żelaznej, lecz gdy chodziło o Sylwię, tracił głowę, ogarniało go wzburzenie, ta kobieta bowiem, była ostatnią jego żądzą, wszechwładną panią jego sześdziesięcioletniego serca.
— Ależ nie! — zawołał. — Wcale nie wpadła w wodę! Jeszcze onegdaj byłem w ministeryum sztuk pięknych i prawie że mi przyrzeczono zaangażowanie Sylwii.
Piękna Sylwia d’Aulnay była zupełnie lichą aktorką, lecz uparła się wejść w skład artystek teatru Komedyi francuzkiej i w tym celu od kilku miesięcy studyowała rolę Pauliny w dramacie Kornela. Cały Paryż wiedział o tej szalonej zachciance pięknej dziewczyny i bawiono się na
Strona:PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/58
Ta strona została uwierzytelniona.