Strona:PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/63

Ta strona została uwierzytelniona.

de Quinsac, poczuła nową żądzę kochania i w namiętnym porywie zmysłów, oddała mu się w całości.
Strwożona milczeniem kochanka, baronowa rzekła z macierzyńską tkliwością:
— Drogi mój Gerardzie, co tobie?... Czy nie jesteś chory?... Czy może ukrywasz przedemną jakie zmartwienie?...
Ewa była o dziesięć lat starszą od pięknego Gerarda de Quinsac a ztąd w bezustannej była obawie, że może utracić jego miłość. Czuła zbliżającą się starość, buntowała się przeciwko myśli zerwania z miłością, a ubóstwianiem kochanka, pragnęła go do siebie przywiązać i zachować, gotowa znieść wszystko, byle dopiąć tego celu.
— Nie, nic nie ukrywam... Rzadko przychodziłem, bo musiałem siedzieć w domu... Matka chciała mnie mieć przy sobie...
Baronowa dalej wpatrywała się w niego, z zaniepokojoną miłością, podziwiając regularność rysów ukochanej twarzy, pieszcząc wzrokiem czarne, wytwornie utrzymane wąsy i włosy, całość zgrabnej jego postaci i wielkopańską dystynkcyę.
Gerard de Quinsac należał do jednego z najdawniejszych szlacheckich rodów i zamieszkiwał przy matce, wdowie, która, zrujnowana majątkowo przez męża, starała się utrzymać dom na przynależnej stopie, chociaż miała zaledwie pietnaście tysięcy franków rocznego dochodu. Gerard pędził życie bezczynne, z trudem odbył jednoro-