Strona:PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/79

Ta strona została uwierzytelniona.

Wszyscy się roześmieli, znajdując że Hyacynt jest nieskończenie zabawny. Zwłaszcza baron, pieszczący syna, lubił rozśmieszać znajomych opowiadaniem, że jest ojcem anarchisty. Generał rzadko kiedy znosił spokojnie tego rodzaju odezwania się młodzika, a często wpadał w gniew, żądając zagłady społeczeństwa podobnie niedorzecznego, by mieć takie potomstwo. Za to sędzia, który chciał się wyspecyalizować w kwestyach, mających łączność z anarchizmem, nie pomijał okazyi dyskutowania z Hyacyntem. Zapalał się i bronił zagrożonej cywilizacyi, rzucając potępienie na armię zniszczenia i rzezi, jak nazywał anarchistów. Tymczasem wszyscy przysłuchiwali się rozmowie, z pobłażającym uśmiechem, rozkoszując się wybornym pasztetem z kaczych wątróbek. Wreszcie baron załagodził dyskusyę słowami:
— Zapewne, tak, wiele jest złego, wiele biedy, lecz jakoś to będzie i wszystko się ułoży. Możnaby to nawet przyśpieszyć i coś zrobić, lecz co?... Nikt nie wie i nikt nie posiada gotowej formuły. Niektóre zmiany są pożądane i z góry się na nie zgadzam. Naprzykład, należałoby dbać o poprawienie losu klasy roboczej, lecz na to najlepszym sposobem jest zakładanie dobroczynnych instytucyj, coś w rodzaju naszego Przytułku dla inwalidów pracy. Ale niewszyscy są tego zdania i żądają od nas za wiele, wprost rzeczy niemożliwych.
Podano deser. Ożywiona dotychczas rozmowa chwilowo przycichła, jakby konieczna pauza, po