Strona:PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/84

Ta strona została uwierzytelniona.

Gdy już wszyscy zostali obsłużeni, baronowa wróciła, pytając uprzejmie:
— A teraz, niechaj szanowny pan zechce powiedzieć, w czem mogę mu być pożyteczną?...
Piotr uczuł się tak silnie wzruszony, iż z bijącem sercem przystąpił do przedstawienia sprawy swego protegowanego. Mówił prawie cicho, bo głos z trudnością przechodził mu przez ściśnięte gardło:
— Przybywam z wielką prośbą, lecz zarazem z ufnością w dobroć pani. Dziś rano widziałem rzecz okropną i dotąd pozostaję pod wrażeniem tego com widział. Pani nie może mieć pojęcia o takiej straszliwej nędzy, jaką napotkałem w domu przy ulicy des Saules, po drugiej stronie Montmartru. Dusza mi się wzdrygnęła, patrząc na nędzę i cierpienia ludzi tam mieszkających. Całemi rodzinami giną z głodu i z zimna... mężczyźni uganiają się za pracą, której znaleźć nie mogą, matki rozpaczają, nie mając kropli mleka dla niemowląt, dzieci, ledwie że osłonięte łachmanami, kaszlą, sine od zimna... Lecz widziałem tam jeszcze rzecz straszniejszą... na strychu, bez drzwi i okna, legł od paru miesięcy stary robotnik, niemający już sił do pracy i powolnie kona z niedostatku, na gnijącym barłogu, na którymby zwierzę nie chciało się położyć!
Opowiadając, Piotr silił się dobierać słowa, by nie przerazić rozpieszczonej zbytkiem kobiety, a pomimo to, czuł całą niestosowność wywołane-