Strona:PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/90

Ta strona została uwierzytelniona.

porwany wirem zwykłych zajęć i pędzony w gorączkowym pościgu upragnionych zdobyczy, rwący się ku nim, chociażby po karkach innych, słabszych i mniej zaprawnych do walki przebojem. Nikt z tych ludzi nie pamiętał już o dopiero co słyszanej historyi Laveuve’a, steranego wiekiem i pracą robotnika, konającego na cuchnącym barłogu.
Kamilla, nie spuszczając wzroku z twarzy matki i Gerarda, spytała:
— Mamo, wszak nas zaprowadzisz na dzisiejszy koncert do księżnej?
— Tak, zapewne... Lecz nie będę mogła z wami pozostać. Otrzymałam list od Salmona. Muszę być u niego o godzinie czwartej. Wiesz, że potrzebuję sukni, zatem pominąć godziny przez niego oznaczonej...
Kamilla odgadła kłamstwo, po lekkiem drżeniu w głosie matki.
— Tak?... Zdawało mi się, że przymierzenie sukni u Salmona wypada jutro. Zatem po przedstawieniu u księżnej, trzeba będzie zajechać do Salmona, by cię zabrać do domu?...
— Nie, to byłoby zbyteczne... Wreszcie, nigdy się nie wie, o której godzinie skończy się przymierzanie sukni... czasami trzeba czekać... Nie, nie przyjeżdżajcie po mnie, bo wyszedłszy od Salmona, mam sprawunki...
Czarne oczy Kamilli zamigotały błyskawicami tłumionej wściekłości. Była teraz pewną, że ma-