Strona:PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/91

Ta strona została uwierzytelniona.

ją umówioną schadzkę. Siliła się, by wynaleźć jaką możliwą przeszkodę, lecz nie śmiała jawnie z tem wystąpić. Błagała Gerarda wzrokiem, lecz ten odwrócił głowę i zabierał się do wyjścia.
Piotr, jako częsty gość domu, poznał już rzeczywisty stan rzeczy i odczuwał całą okropność niemego dramatu, toczącego się teraz pomiędzy matką i córką.
Hyacynt, wciąż milcząc, spoczywał wyciągnięty w fotelu, wysysając pastylkę eterową Był to jedyny likier, na jaki sobie pozwalał. Niespodziewanie zabrał głos:
— Ja wiem, że pójdę na wystawę „Towarzystwa Lilii“. Wszyscy tam dziś będą. Zwłaszcza jeden z obrazów jest zajmujący: „Zgwałcenie duszy“. Niepodobna jest niewidzieć czegoś podobnego!
— Mogę was zawieźć na tę wystawę — rzekła baronowa. Przed koncertem u księżnej, możemy rzucić okiem na obraz, o którym mówisz.
Kamilla zwykle szydziła z malarzy symbolistów, tym razem wszakże, w nadziei, że zdoła opóźnić a może nawet popsuć schadzkę matki z Gerardem, ucieszyła się z projektu:
— Wybornie... wybornie! Pojedziemy na wystawę!
Twarz jej nagle złagodniała, pytając Gerarda.
— A pana nie interesują obrazy, które pojedziemy zobaczyć?...
— Wyznaję że nie! — odpowiedział. — Potrzebu-