Stanąwszy przed pałacem Bourbonów, Piotr spostrzegł, że nie posiada karty wejścia. Chciał już wprost zapytać o deputowanego Fonsègne, chociaż nie znał go osobiście, gdy zobaczył w sieni Mège’a, deputowanego kolektywistę, z którym poznał się bliżej w czasach, gdy cały był oddany spełnianiu miłosiernych uczynków w dzielnicy Charonne.
— Jakto... pan tutaj? — zawołał Mège. — Czyżbyś przyszedł nas nawracać?...
— Nie, ale chcę się widzieć z panem Fonsègne. Sprawa pilna. Chcę, by dziś jeszcze umieścił nieszczęśliwego starca w Przytułku dla inwalidów pracy.
— Fonsègne... niewiem, czy już przyszedł... lecz zaraz się dowiemy.
To mówiąc, zatrzymał przechodzącego młodego człowieka, podobnego w ruchach do uwijającej się myszy.
— Massot... przedstawiam ci księdza Piotra Fromont, który chce pomówić z twoim szefem.
Strona:PL Zola - Paryż. T. 1.djvu/94
Ta strona została uwierzytelniona.
III.