Strona:PL Zola - Paryż. T. 2.djvu/101

Ta strona została uwierzytelniona.
I.

Ciepły i pogodny był poranek marcowy, gdy Wilhelm opuścił dworek w Neuilly, by powrócić do siebie na Montmartre. Piotr postanowił go odprowadzić, lecz wielki smutek opływał mu serce na myśl, że powróci do pustego domu i napowrót wpadnie w rozpaczliwe swe rozmyślania. Nie spał w nocy, czuł się rozgoryczonym, lecz starał się ukryć swoje zmartwienie, zmuszając się do uśmiechu.
Łagodne powietrze i piękno jasnego nieba zachęciły braci do pieszej wędrówki na Montmartre, chociaż przestrzeń była znaczna, zwłaszcza, że postanowili iść szerokiemi zewnętrznemi bulwarami. Wyszli z dworku w Neuilly o godzinie dziewiątej. Wilhelm cieszył się, że sprawi swem przybyciem prawdziwą niespodziankę całej rodzinie; zdawało mu się, że powraca do domu po długiej podróży. Nikogo ze swoich nie uwiadomił o powrocie, czasami tylko do nich pisywał, by udzielić im wieści o swojem zdrowiu. Z powodu wyraźnej jego woli, żaden z trzech sy-