Strona:PL Zola - Paryż. T. 2.djvu/110

Ta strona została uwierzytelniona.

piłam na targu! Chwalę się masłem, jajkami, jakby warto o tem mówić, kiedy Wilhelm powrócił!
Właśnie wyszedł on teraz z pokoju babki i schodził do pracowni. Podbiegła ku niemu i nadstawiła kolejno policzki na powitanie, a Wilhelm złożył na nich serdeczne pocałunki. Następnie Marya oparła obie dłonie na jego ramionach i, popatrzywszy na niego, rzekła ze wzruszeniem:
— Cieszę się, bardzo się cieszę, że ciebie znów widzę... Teraz mogę się już przyznać, wiesz, myślałam, że cię straciłam na zawsze i było mi smutno, a potem bywałam niespokojną, słowem nieszczęśliwą. Ale teraz już wszystko złe się skończyło!
Chociaż śmiała się, mówiąc o tem co przebyła, łzy błysnęły w jej oczach, a Wilhelm równie wzruszony, raz jeszcze ją pocałował:
— Droga moja Maryo, i ja raduję się, że jestem już pomiędzy wami, raduję się, że ciebie widzę zdrową, zawsze piękną i zawsze dobrą!
Piotr, zdziwiony był chłodem tego powitania. Był przekonanym, że będzie świadkiem łez, wybuchu słów miłosnych i gorących uścisków. Wszak byli narzeczonymi mającymi się pobrać niedługo, a niespodziewany wypadek rozłączył ich na kilka tygodni, zatem obecnie, gdy się widzą po raz pierwszy po tej rozłące powinniby mieć więcej