Strona:PL Zola - Paryż. T. 2.djvu/119

Ta strona została uwierzytelniona.

stwa Wilhelma z Maryą był przedewszystkiem dziełem babki, oraz trzech jej wnuków; czuli oni, że ojciec nigdyby się nie ożenił z obcą im kobietą, w danym zaś wypadku zgodził się z ochotą, bo prawie żadna zmiana nie miała zajść w dotychczasowem szczęśliwem życiu całej rodziny, do której Marya od tak dawna już należała. Zamieniwszy się kilku zdaniami, babka i Wilhelm zdecydowali, że ślub, zamiast w kwietniu, powinien odbyć się w czerwcu.
Marya usłyszawszy to, wesoło spojrzała w ich stronę, a babka zapytała ją:
— Jak sądzisz, moja droga, wszak w czerwcu będzie najlepiej?...
Piotr był przekonany, że Marya zarumieni się skutkiem tego pytania. Lecz omylił się. Kochała ona Wilhelma spokojnem przywiązaniem i zgodziła się zostać jego żoną, osądziwszy, że to jest rozsądne i zgodne tak z jej jak i ze szczęściem tej rodziny, którą ukochała całą głębokością swych uczuć.
— Jeżeli uważacie, że tak będzie najlepiej, to ja nic nie mam przeciwko temu. Zatem z końca kwietnia przenosimy datę na koniec czerwca...
Trzej synowie skinieniem głowy przyświadczyli, że i oni znajdują, iż tak będzie najwłaściwiej.
Po skończonem śniadaniu, Piotr zaraz chciał odejść. Pomimo swobodnego, wesołego zachowania się całej rodziny Wilhelma, czuł się tutaj