Strona:PL Zola - Paryż. T. 2.djvu/121

Ta strona została uwierzytelniona.

Wilhelm, znający zblizka naturę i myśli Piotra, nagle się zatrwożył i rzekł z czułością:
— Bracie, ukochany mój bracie, jakże serdecznie mi żal ciebie! A przytem jest mi niewypowiedzianie przykro, że nie chcesz się przezwyciężyć, by mi powiedzieć rzeczywistą przyczynę, jaką ukrywasz przedemną... Czy znów mnie od siebie odtrącasz? Czyś już zapomniał, żeśmy się odnaleźli, pokochali i że jesteś niezmiernie drogim sercu mojemu? Pozwoliłeś mi się poznać, odkryłeś przedemną tajemnicę swoich udręczeń, wyspowiadałeś się przedemną, jak ja przed tobą, teraz już nic nie może nas rozłączyć, przeszłość nawiązała się z teraźniejszością. Piotrze, ja nie chcę, abyś popadł w swoje rozpaczliwe zwątpienie, ja nie chcę, abyś cierpiał, ja muszę cię uleczyć i nauczyć, kochać życie i podziwiać jego piękno!
W miarę, jak słuchał słów brata, Piotr uległ roztkliwieniu i serce rozpierało mu piersi. Nie mogąc powstrzymać łez, zawołał:
— Chcesz przedsięwziąć rzecz niemożebną! Zapomnij o mnie i o moich bólach... Są one nieuleczalne. Wierzaj mi, bracie, że nic nie możesz dla mnie uczynić, bo jestem po za naturą, jestem potworem!
— Nie mów tego, nie bluźnij! Jeżeli wyszedłeś po za naturę, to możesz ku niej powrócić! Lecz nie chcę, abyś się zamykał samotnie w swoim dworku w Neuilly, bo sam sobie pozosta-