Strona:PL Zola - Paryż. T. 2.djvu/122

Ta strona została uwierzytelniona.

wiony, poddajesz się goryczy rozmyślań o nicości, w której ci się zdaje, że jesteś pogrążony. Bracie, przychodź do nas i żyj pomiędzy nami! Zobaczysz, że sam nasz widok pogodzi cię z życiem! Nauczymy cię kochać życie i zapragniesz pójść za naszym przykładem!
Piotr rzeczywiście z odrazą myślał o samotności swego dworku w Neuilly. Miał pewność, że jeszcze gorzej mu będzie teraz po tych kilku tygodniach, spędzonych w towarzystwie Wilhelma. Błogie te dni już nie powrócą! A jakże łatwo przywykł do słodyczy życia z tym ukochanym bratem. Tak, gorzej mu będzie teraz, aniżeli było kiedykolwiek! Pod naciskiem tej myśli wyznał:
— Żyć wśród was? — Ty chcesz, abym dnie moje pędził tutaj? Ach, właśnie rzecz taka byłaby trudniejszą nad wszystko inne! Lecz pocóż ty mnie zmuszasz do wypowiadania się z rzeczami, których się wstydzę, których nawet nie rozumiem. Wszak musiałeś dostrzedz, że byłem skrępowany, nie swój, a dla czego — sam jasno nie zdaję sobie sprawy, lecz zapewne dlatego, że wy wszyscy pracujecie, a ja jestem człowiekiem bezczynnym, przymusowym próżniakiem, przytem widok waszego wzajemnego przywiązania rodzinnego drażni mnie, a także drażni mnie wiara was wszystkich w potrzebę pracy i wysiłku, bo ja nie jestem zdolny kochać, nie jestem zdolny pracować, nie jestem zdolny wierzyć w potrzebę wy-