Strona:PL Zola - Paryż. T. 2.djvu/123

Ta strona została uwierzytelniona.

siłku i jakiegokolwiek zadania. Znalazłszy się w twoim domu, uczułem, że jestem zbyteczny, byłem skrępowany i byłbym was krępował. Wyznam ci, że widok was wszystkich drażnił mnie i czuję, że mógłbym zacząć was nienawidzieć. Widzisz, bracie, że jestem bezwarunkowo zgubiony; już nic we mnie nie pozostało dobrego, wszystko spróchniało, wymarło, a ożyć we mnie może tylko zazdrość, albo nienawiść. Pozwól więc, bym powrócił do mojej przeklętej samotności, by rozgoryczenie rozpaczy przetrawiło resztki tego nędznego mojego życia! Żegnam cię, bracie!
Uniesiony wzruszeniem, Wilhelm ujął obie dłonie Piotra, wołając:
— Nie chcę, byś mnie żegnał w ten sposób, nie puszczę cię, dopóki nie dasz mi stanowczego przyrzeczenia, że niedługo tu powrócisz. Teraz, gdym ciebie odzyskał, poznał i pokochał, nie pozwolę ci, byś się tak marnował, jak dotąd. Nie pozwolę, byś konał z cierpienia. Wyleczę cię i zbawię, pomimo twej woli; pozbędziesz się katuszy zwątpienia. Ty mnie uratowałeś, teraz ja cię muszę uratować! Zobaczysz, jak łatwo to przyjdzie, bez nawracania cię na jakiekolwiek wierzenia, wprost — drogą przykładu, bo tylko życie i jego objawy przywrócą ci zdrowie i rozbudzą nadzieje. Bracie mój, zaklinam cię na pamięć naszych rodziców, zaklinam cię na braterskie nasze przywiązanie, które cudem odzyska-