Strona:PL Zola - Paryż. T. 2.djvu/125

Ta strona została uwierzytelniona.

okoliczności uwzględnia i łagodzi czyn jakiego się dopuścił! A jakże będzie mi on drogim i sympatycznym, jeżeli winy nas wszystkich jemu zostaną przypisane, jeżeli polityczne bandy przywłaszczą go sobie, by go wyzyskać, a wyzyskując, pędzić ku zdobyciu władzy! Myśl o tego rodzaju nadużyciach doprowadza mnie często do prawdziwej rozpaczy i bywają chwile, że jestem rozgoryczony na równi z tobą... Ale, bracie, nie trzeba się poddawać zwątpieniu... Ulegnij moim naleganiom... przyrzecz mi, że nie dalej, niż pojutrze, wrócisz tutaj i spędzisz dzień pomiędzy nami...
Lecz Piotr milczał, więc Wilhelm z tkliwszą jeszcze czułością prosił:
— Czyż chcesz, abym był nieszczęśliwy z twojego powodu?!... Bo pomyśl, jak bolesnem mi będzie, jeżeli tu nie przyjdziesz, a ja będę wtedy miał pewność, że cierpisz katusze, zamknąwszy się w pustym swoim domu... bracie, pozwól mi się radować nadzieją, iż poddasz się mojej woli, bo pragnę cię uzdrowić, pragnę cię wybawić od ciebie samego.
Łzy nabiegły do oczów Piotra i szepnął głosem złamanym:
— Nie przymuszaj mnie do dania ci stanowczej obietnicy... Postaram się przezwyciężyć.
Niezmiernie ciężki tydzień Piotr przeżył w cichym, samotnym swoim dworku w Neuilly. Przez całe siedm dni z niego nie wyszedł, zrozpaczony,