pisać, lecz chętnie z nią dziś rozmawiał, a wyszedłszy z dworku Wilhelma, uznał, że jest bardzo dobrą i bardzo ludzką.
Na trzeci dzień Piotr powrócił do pracowni patrzcącej na Paryż ze szczytu wzgórza Montmartre. Odkąd spostrzegł, że był próżniakiem, nudził się i dobrze mu było tylko wśród pracowitej rodziny brata. Zrobiono mu wymówkę, dlaczego nie przyszedł wcześniej, by zasiąść do wspólnego śniadania, przyrzekł, że jutro przybędzie o właściwej ku temu porze. Zaledwie minął tydzień, a Piotr z zadziwieniem spostrzegł, że pomiędzy nim a Maryą wyrodził się blizki, koleżeński stosunek; już nietylko niczem go nie raziła, lecz czuł dla niej wzrastającą sympatyę. Spostrzegł, że jego strój księży bynajmniej ją nie powstrzymuje od swobodnego z nim obejścia, Marya bowiem, będąc z przekonania ateistką, nie była w stanie dopuścić myśli, że księża mogą być odmiennymi od innych istot ludzkich. Cieszył się szczerze, doznając z jej strony braterskiego obejścia, wdzięcznym jej był, że go traktowała, jakby we wszystkiem był podobnym do innych ludzi, chociażby do tych trzech synów Wilhelma, których z radością uważał teraz za swoich bratanków. Nigdy z nim nie poruszała w rozmowie kwestyj religijnych. Zdawały się one nie istnieć dla niej. Czuła się szczęśliwą i spokojną, nie troszcząc się o życie pozagrobowe, rzeczy nadprzyrodzone i boskie, a Piotr podziwiał w niej tę obo-
Strona:PL Zola - Paryż. T. 2.djvu/132
Ta strona została uwierzytelniona.