jętność na spraw, które dotąd zakłócały mu jego istnienie, nęcąc i przerażając swoją tajemniczością. Wszak tylko z tego powodu bolał nad pustką, jaka w nim zapanowała, gdy nastąpiło w nim ostateczne zwątpienie.
Chociaż przychodził teraz co dwa, lub trzy dni wszakże nie mógł się otrząsnąć z cierpienia, które się z nim zrosło. Dlaczego cierpiał?..! Rozpyywała go z serdeczną przyjaźnią, lecz odpowiadał jej wymijająco. Zrozumiała, że wstydzi się wyznać przed nią tajemnicę swych myśli, lecz pragnęła uleczyć to, co on uważał za nieuleczalne. Cierpienie, jakie w nim odgadywała, tem droższym go czyniło dla jej kobiecego serca, przepełnionego współczuciem, i wpatrywała się w jego twarz bladą i rozgorączkowane oczy, pytając sama siebie, jaką przeżywał męczarnię, z której nikomu się nie zwierzał? Zapewne musiała wypytywać się Wilhelma, dlaczego brat jego jest tak smutnym i zrozpaczonym, a Wilhelm zwierzył jej część prawdy, pragnąc, by mu dopomogła uratować go i zachęcić do umiłowania życia. Odtąd obchodziła się z nim jak z bratem i jak z przyjacielem. Ujęty jej serdecznością, Piotr któregoś wieczoru, naglony przez nią, by wyspowiadał się jej ze swego bólu, wyznał prawdę, odsłonił przed nią katuszę, jaką cierpiał utraciwszy wiarę, i jak nic nie zdoła go pocieszyć i wypełnić próżni, w której się czuł na zawsze pogrążonym. Ach, jakże okropnem było dla niego
Strona:PL Zola - Paryż. T. 2.djvu/133
Ta strona została uwierzytelniona.