Strona:PL Zola - Paryż. T. 2.djvu/135

Ta strona została uwierzytelniona.

postępowała z ujmującą delikatnością kobiecego serca. Mieli oboje mniej więcej jednakowe wspomnienia z lat dziecinnych. Matki ich były bardzo pobożne i wychowywały swe dzieci w tej samej ciasnocie pojęć religijnych. Lecz następnie jakże odmienne były losy Piotra i Maryi! Podczas, gdy on, zostawszy księdzem, walczył z oblegającymi go powątpieniami, ona zaraz po śmierci matki umieszczona w liceum Fenélona, rosła zdala od wszelkich praktyk religijnych i zapominała o pobożnych przyzwyczajeniach, narzucanych jej od lat dwunastu. Piotr nie mógł się wydziwić, że zdołała się wyswobodzić z taką łatwością z wierzeń, które, rozpadając się w nim, doprowadziły go do zupełnego upadku. Gdy jej to mówił, śmiała się wesoło, utrzymując, że piekło nigdy jej nie przerażało, bo nie mogła uwierzyć w jego istnienie, a niebo nie nęciło jej i z łatwością przestała o niem myśleć, znajdując, że rozsądniej jest zapoznać się z ziemią, na której istniała, by spędzić tu całe swoje życie. Zapewne odmienne mieli usposobienie, lecz także i w odmiennych kształcili się warunkach. Marya nauczyła się myśleć w otoczeniu, które zajmowało się wyłącznie doczesnością, a trzeźwy jej umysł zastosował się do tego, odczuwając i zapominając wszystko, co nie mogło mieć naukowo stwierdzonej podstawy. Wiedzę chwytała z ciekawością, chociaż brakowało w tem systematyczności, a pomimo, że chciwie się ucząc, posiadała znaczny za-