Strona:PL Zola - Paryż. T. 2.djvu/146

Ta strona została uwierzytelniona.

Maryę w stanie chociażby chwilowego duchowego zaniepokojenia, zwątpienia i trwogi. A gdy jej to wyznał, roześmiała się szczerze, mówiąc, że zbyt gorąco miłuje życie, by mieć ochotę dokuczania sobie chimerami. Pocóż miała marnować czas na paraliżowanie swej energii? Woli jej użyć na spełnianie obowiązków i radowanie się życiem, jakiem ono jest, to jej wystarcza.
Była już późna godzina nocna, gdy Piotr rzekł z silnem postanowieniem, że porzuci noszenie sutany, kiedy Marya tego żąda. Pocóż miał nosić tę czarną oponę, będącą dla niego ciężarem i męczarnią? Marya uznawała, że powinien przestać nosić to ubranie. Uspokojony, rzucił się nad ranem na łóżko, przypuszczając, że zaraz zaśnie. Lecz nagle zerwał się, zdawało mu się, że się dusi, tak gwałtowny ogarnął go niepokój. Nie, nie, on nie może zdjąć z siebie sutany, wżarła się ona w jego skórę, zrosła się z jego ciałem! Zdzierając ją z siebie, zdarłby zarazem swoje ciało aż do kości. Jest księdzem i księdzem musi pozostać aż do swego dnia ostatniego. Nic go nie może wyzwolić, jest napiętnowanym skazańcem na życie na uboczu, po za ludzkością! Gdyby nawet zdarł z siebie wraz z ciałem tę suknię, księdzem będzie jeszcze i wtedy, księdzem odstępnym, szerzącym skandal, pośmiewiskiem, wstydem i zakałą. Usunąwszy się od jednych, odtrąconym zostanie przez drugich! Cóż on może mieć wspólnego z życiem innych ludzi? Jest