Strona:PL Zola - Paryż. T. 2.djvu/167

Ta strona została uwierzytelniona.

— A ty zajmujesz się drzeworytnictwem. Od chwili, gdy zaniechałem poezyi i zrzekłem się wykończenia mojego poematu o „Końcu kobiety“, przyszła mi pewna ochota do rysunku, a może nawet do drzeworytnictwa. Jeszcze niewiem, przebywam stan przejściowy, bo stanowczo odwróciłem się od pisanego słowa, to za pospolite, zbrukane, obciążające umysł, słowa pisane, to jak kamienie, coś niewypowiedzianie ciężkiego i trzeba mieć naturę murarza, by się w tem rozmiłować i pozostać... Chcę się więc zwrócić do rysunku. Lecz gdzież znajdę pierwowzory? Gdzież są rysunki, mówiące o całości tajemnicy? O pozaświatowych istnieniach, o tym jedynem życiu, jakie może w nas rozbudzić wyższe ciekawości. Pytam się siebie, jak przystąpić do tworzenia tego ogromu. Czem się posługiwać? Bo jakiż ołówek odda to, czego pragnę, i na jakim materyale należałoby to uwiecznić? Potrzebowałbym najpierw stworzyć odpowiednie narzędzia, coś nieuchwytnego, by tem odzwierciadlać moje myśli, uprzytamniać nieistniejące, nasuwać pojęcia o esencyi rzeczy oraz istot.
Antoni odpowiedział z szorstką szczerością:
— By rysować, lub wycinać, trzeba się posługiwać materyałami istniejącemi, zaś esencyę rzeczy, oraz istot, my wszyscy, zajmujący się sztuką, pragniemy pochwycić i nazywamy to właściwością ich wyrazu! Ach, pochwycić właściwy wyraz, to równoważy się przelania życia w rze-