Strona:PL Zola - Paryż. T. 2.djvu/17

Ta strona została uwierzytelniona.
I.

Tego samego dnia po południu, Wilhelm tak gorąco zapragnął przechadzki na świeżem powietrzu i wśród szerokiej przestrzeni, że Piotr zgodził się pójść z nim do lasku Bulońskiego, który się rozpoczynał niedaleko od rodzinnego ich dworku. Powróciwszy od ministra, opowiedział bratu podczas śniadania, w jaki sposób rząd postanowił pozbyć się z Francyi starego konspiratora i obadwaj z goryczą myśleli o potrzebie zawiadomienia o tem Barthèsa. Lecz odłożył to do wieczora, przypuszczając, że znajdą jaką łagodną formę objawienia woli rządu staremu więźniowi. Mówili z sobą o tem, idąc do lasku. Wilhelm z przyjemnością używał przechadzki, a po cóż miał się od niej powstrzymywać dłużej, kiedy zdawało się teraz wyraźnie, że nic mu osobiście nie zagraża. Bracia doszli do fortyfikacyj i weszli do lasku przez bramę des Sablons.
Kończył się marzec i lasek zaczynał się zielenić, lecz pączki na drzewach i listki na krzakach były jeszcze delikatne, a zdaleka zdawały