Strona:PL Zola - Paryż. T. 2.djvu/171

Ta strona została uwierzytelniona.

vata chciano zohydzić anarchistów i ostatecznie ich zgubić w umysłach burżuazyi.
Wilhelm powątpiewał, więc zabrał głos:
— Księżna o tem wspomniała... Lecz nie wierzę, aby tak było. Gdyby Bergaz był działał z ramienia policyi, byliby go aresztowali razem z jego wspólnikami, jak niegdyś aresztowano Raphanela z tymi, których sprzedał... Wreszcie znam trochę tego Bergaza i wiem, że to opryszek.
Głos Wilhelma posmutniał, mówił teraz z bolesnem przygnębieniem:
— Rozumiem wszelkie roszczenia a nawet wszelkie usprawiedliwić się dające odwety. Lecz kradzież, cyniczna kradzież dla osobistych zysków, to wstrętne, i tego, za broń nigdy jej nie uznam! Pragnąc lepszej przyszłości i społeczeństwa opierającego się na prawdzie i sprawiedliwości, nie możemy uwzględniać rabunku nawet w chwilach przygotowawczej roboty... To obniżyłoby nasze nadzieje... Wyznaję więc, że zaszła awantura w pałacu księżnej de Harn szczerze mnie zmartwiła.
Janzen, uśmiechnąwszy się zagadkowo, odezwał się, tnąc jak nożem:
— To oddziaływanie atawizmu; całemi wiekami wszczepiane zasady są po za tobą i protestują. A jednak trzeba będzie odebrać to, czego nam oddać niechcą... Mnie, bo gniewa przede-