Strona:PL Zola - Paryż. T. 2.djvu/173

Ta strona została uwierzytelniona.

Bache i Morin kiwali głowami, milcząc, bo obadwaj potępiali anarchizm. Morin przez miłość swą późniejszą dla Augusta Comte’a, zapominać się zdawał o słynnych słowach Proudhona, swego pierwszego mistrza. A jednak Proudhon nieledwie że samą rzecz uwzględniał swoim aforyzmem, lecz Morin, uważając teraz Augusta Comte’a za swojego boga, zamknął się z nim w jego systemie hierarchicznego porządku wiedzy i był gotów poddać się rządom pierwszego lepszego dobrego tyrana, którego panowanie dozwoliłoby dorość ludzkości do pełni umysłowego rozwoju, a dopiero wtedy dysponowania o własnych swoich losach. Bache, jako niepoprawny humanitarny mistyk, był zrażony oschłością indywidualizmu, wzruszał więc nań ramionami i przypominał, że rozwiązanie wszystkich społecznych zadań mieści się w teoryi Fouriera. On wszystko przewidział, wszystkie trudności usunął raz na zawsze, dekretując łączność i nierozerwalność związku talentu, pracy i kapitału. Jednakże tak Morin, jak Bache godzili się, gdy szło o potępienie burżuaznej republiki, tak niechętnej postępowym reformom, przeciwnej ideom, których oni byli przedstawicielami. Zgadzali się, że wszystko idzie teraz źle, a nawet coraz gorzej, oburzali się przeciwko istniejącym stronnictwom politycznym, upędzającym się jedynie za pochwyceniem władzy, i boleli na myśl, że stronnictwa te, w widokach wła-