Strona:PL Zola - Paryż. T. 2.djvu/178

Ta strona została uwierzytelniona.

„Głos ludu“? Sagnier twierdzi w nim, że gdy schwytano Salvata w lasku Bulońskim, miał pełne kieszenie portmonetek i kluczy, skradzionych spacerującej publiczności! Zawsze Salvat! Z bezczelnością wyzyskuje on to nazwisko, byle rozciekawić paryżan i zmusić ich do rozchwytywania „Głosu ludu“. Nazwisko Salvata, wydrukowane olbrzymiemi literami na pierwszej stronicy, zapewnia potrójną sprzedaż numerów. Salvat! Biedny Salvat! Sztucznie rozdmuchiwany rozgłos o jego sprawie, pozwala swobodniej wytchnąć szachrajom z kliki Afrykańskich kolei żelaznych. Salvat stał się polem walki, na którem padają i powstają ministeria! Wszyscy go wyzyskują i wszyscy, jakby się zmówili — pracują na jego zgubę!
Rozmowa przyjaciół wciąż powracała do nieszczęsnego Salvata, a oburzenie i bezgraniczne politowanie naprzemian pojawiały się w ich słowach. Piotr, nie poruszywszy się z miejsca i zapatrzony w dal na olbrzymi Paryż, migocący światełkami wśród nocy, słuchał w milczeniu, ani razu się nie odezwawszy. Ogarnięty zwątpieniem, pochłonięty wewnętrzną walką, słuchał, pragnąc pochwycić jakie pocieszenia dla swojego bólu. Lecz opinie rozmawiających ścierały się, krzyżowały i w tem się tylko zgadzali, by jednomyślnie potępiać świat stary, skazywać go na zatracenie, nic natomiast nie mogąc zbudować w bratnim wysiłku, prócz ogólnikowych pożądań odrodzenia