Strona:PL Zola - Paryż. T. 2.djvu/180

Ta strona została uwierzytelniona.

kuczających ci rozmyślań, przezwycięż się własnym rozumem, a wtedy dopiero nastąpi w tobie rzeczywiste spokojenie.
Powróciwszy do swego dworku w Neuilly, Piotr spędził resztę nocy bezsennie, tułał się po pustych pokojach, wywołując cienie swego ojca i matki, pragnąc, by zażegnali burzę, jaka wrzała w jego sercu. Nigdy jeszcze z taką siłą nie odczuwał wstrętu dla kłamstwa, jakim się otoczył. Po cóż trwał w swej roli kapłana, kiedy w czynnościach księdza nie widział nic innego nad mechaniczne wykonywanie giestów przepisanych rytuałem? Pocóż nosił jeszcze tę sutanę, która na jego grzbiecie była tylko maskaradowem odzieniem? Wszystko, co dziś słyszał w domu brata, nasuwało mu szereg nowych myśli. Ileż jest nieszczęść, spadających na dolę jednych, ile prześladowania ze strony drugich, a wszyscy upędzają się, gonią, żyją w bezustannem podnieceniu i z małą tylko nadzieją użyteczności swych usiłowań. Dla najlepszych — celem jest przygotowanie lepszej przyszłości dla następnych pokoleń, lecz nawet w tych usiłowaniach jakaż niezgoda, ileż zmarnowanej energii! W rozbiciu własnych swoich myśli, Piotr odnajdywał wszakże budzącą się w nim żądzę życia normalnego, chęć udziału w walce, toczonej przez innych. Dotychczasowe zrzeczenie się dla ułudy, rola świętobliwego księdza — przejmowały go wstydem; sumienie wyrzucało mu, iż wytrwał tak dłu-