W kilka dni później, Piotr już zupełnie przyzwyczajony do swego nowego ubioru, spotkał się ze starym księdzem Rose w pobliżu bazyliki Sacré-Coeur, na szczycie wzgórza Muntmartre.
Ksiądz Rose w pierwszej chwili wystraszył się, zdawało mu się, że to tylko ktoś podobny do Piotra, lecz gdy ten go powitał, staruszek ujął go za obie dłonie i, wpatrzywszy się w niego załzawionym wzrokiem, rzekł:
— Ach, moje biedne dziecko! Więc stało się nieszczęście, którego zawsze obawiałem się dla ciebie! Nie mówiłem ci o tem, lecz oddawna odczułem, że Bóg przestał zamieszkiwać w twojem sercu! Ach, nic nie mogło mnie tak zaboleć, jak to wyraźne twoje odstępstwo!
Drżąc ze wzruszenia i niepuszczając ręki Piotra, odprowadził go w głąb ustronnego gruntu zawalonego materyałami do budującego się kościoła, a znalazłszy się zdala od ulicy i ludzi, którzy mogliby się byli zgorszyć ubraniem Piotra, ksiądz Rose, prawie bezwładnie, osunął się na stos cegieł, ułożonych na trawie.
Strona:PL Zola - Paryż. T. 2.djvu/184
Ta strona została uwierzytelniona.
II.