Strona:PL Zola - Paryż. T. 2.djvu/186

Ta strona została uwierzytelniona.

taką radę, gdybym ci się zwierzył z swoją katuszą... Ojcze, powiedz wszak lepiej jest przestać być księdzem, aniżeli być księdzem pozbawionym wiary?
— Tak, tak, utraciłeś wiarę, domyślałem się tego oddawna. Żyłeś jak asceta, uważano cię za świętego, a ja lękałem się, iż po zatem wiedziesz z sobą rozpaczliwe walki zwątpienia. Ileż razy starałem się ciebie uspokoić, domyślając się twojego wewnętrznego wzburzenia... Lecz jeszcze niewszystko stracone, posłuchaj, niech ci wypowiem, co mam w sercu... Bo ja cię muszę wyratować! Na nieszczęście, nie jestem uczonym i nie mogę do ciebie przemówić tak, jakby należało; nieszczególny ze mnie teolog, nie zdołam cię nawrócić na dobrą drogę w imię tekstów i dogmatów... Lecz w imię miłosierdzia, zastanów się, moje dziecko... Wszak uprawiając miłosierdzie, cudów można dokonać, ilu nieszczęsnych pocieszyć, wyratować od zguby... Czyż ty możesz się tego wyrzec, zaznawszy już słodyczy takiej misyi na ziemi?...
Piotr, usiadł koło niego rad, że im nikt nie będzie przeszkadzał w swobodnej rozmowie, bo pusto tu było zupełnie, a mury wznoszącej się bazyliki osłaniały ich od jaskrawych promieni słońca.
— Ojcze mój, ja przestałem wierzyć w skuteczność miłosierdzia! Miłosierdzie nie usunie cierpienia nędzarzy... Miłosierdzie jest ułudą, która