Strona:PL Zola - Paryż. T. 2.djvu/187

Ta strona została uwierzytelniona.

musi zbankrutować!... Ojcze, zastanów się chociażby nad własnem twojem życiem, przebyłeś je wspomagając, pocieszając, ratując bliźnich, i cóżeś osiągnął w zamian swej pracy?... Ciebie osobiście nękano jako złego księdza, lecz czyś miał pocieszenie, żeś nędzy ludzkiej zapobiegł chociaż w dozwolonym ci zakresie twojego działania? Nędza wzmogła się tylko dokoła ciebie, bo z każdym rokiem srożej ona ciąży nad ludźmi, a miłosierdzie ukrócić jej nie zdoła... Wiem, ojcze, co mi na to odpowiesz, żywot doczesny, chwila przejściowa, ci, którzy cierpią na ziemi, otrzymają nagrodę w niebie... Ojcze, ale ja w tę sprawiedliwość nie wierzę, sprawiedliwość tę ja nazywam oszustwem, łudzeniem ludzi, szalbierstwem, które dłużej trwać nie może, zbyt wiele złego narobiło już ono, wyzyskując ich łatwowierność przez tak długie wieki!
Piotr przypomniał teraz przyjacielowi wspólne ich życie w dzielnicy Chazonne, gdy cały swój czas poświęcali miłosiernym uczynkom. Ach, jakże okrutnie dla księdza Rose zakończyła się ta ich działalność! Zgromiony w arcybiskupstwie, został za karę wyrwany ze swej dzielnicy, i osadzony jak najdalej od biedaków, których wspomagał. Zagrożono mu cięższą jeszcze pokutą, jeżeli będzie nadal kompromitować religię, dając jałmużny, bez zastanowienia się komu je daje. Od tego czasu pozostawał pod nadzorem i nie mógł już uprawiać miłosierdzia z dawną jawno-