Strona:PL Zola - Paryż. T. 2.djvu/191

Ta strona została uwierzytelniona.

konana prawdą piękna natury, zawsze promiennej płodnością przetwarzającego się życia. Ewangelia, ta stara semicka baśń zbyt rażąco dziecinną jest dla umysłów dzisiejszej epoki, zmiotła ją i grunt oczyściła trzeźwo myśląca rasa łacińska, wsparta o wiedzę.
Piotr, uniesiony zapałem, zakończył słowami:
— Przez ośmnaście wieków chrześcianiem krępował pochód ludzki ku prawdzie i sprawiedliwości. A ewolucya zupełna może nastąpić dopiero z chwilą, gdy ludzkość, wyzwoliwszy się z religijnych przesądów, przestanie uważać ewangelię za kodeks moralności, i zaliczy ją w poczet wszystkich innych ksiąg, stworzonych przez mędrców w starożytności.
Ksiądz Rose, wzniósłszy ramiona ku niebu, jęknął drżącym głosem, a patrząc błagalnie na Piotra, prosił:
— Upamiętaj się, upamiętaj się, moje dziecko, przestań bluźnić! Wiedziałem, że powstały w twej duszy wątpliwości... lecz liczyłem, że dobra, łagodna i cierpliwa twoja natura przemoże je i że powrócisz do spokoju umysłu i serca. Co się z tobą stało?... Jakie są przyczyny twego zerwania z Kościołem?... Wszystko to spadło tak niespodziewanie i tak szybko, iż nie mogę cię zrozumieć... Ale widzę olbrzymią odmianę w tobie... jakaś żądza cię unosi... Ale jaka?... Kto na ciebie wpłynął? Kto ciebie tak odmienił?...