Strona:PL Zola - Paryż. T. 2.djvu/193

Ta strona została uwierzytelniona.

znajdzie potrzebne argumenty, by przywrócić wiarę ulatującą z jego serca. Piotr, gorzko się uśmiechnąwszy, odrzekł, iż monsigncor Martha był jednym z tych, którzy go skłonili do zerwania z Kościołem, bo miał sposobność bliższego zapoznania się z przebiegłą naturą tego księdza, rządzącego się kłamstwem, używającego religii za narzędzie swej despotycznej dyplomacyi, skierowanej do panowania nad ludźmi, pod pozorem jednania ich dla Boga. Ksiądz Rose jeszcze niżej pochylił teraz głowę, nie znajdując już żadnego ratunku. Nagle powstał z siedzenia i, wskazując na mury bazyliki jeszcze nie ukończonej, lecz potężnej swym ogromem, zawołał z przejęciem:
— Patrz, stoimy przed domem bożym! Przed gmachem wznoszonym, by okupić winy kraju całego! Czyż sama myśl zbudowania tego nowego kościoła nie jest oczywistym dowodem tryumfu religii? Moje dziecko, przypomnij sobie święty obrządek mszy, jaki spełniałeś przed ołtarzami w tym kościele! Czyż cię nie przeraża bluźnierstwo przed temi murami... odstępstwo i świętokradztwo, jakiego się dopuszczasz?!...
Piotr podniósł się i, stanąwszy o parę kroków od swego starego przyjaciela, odpowiedział mu spokojnie, lecz stanowczo:
— Zrywam z Kościołem, bo sumienie mi nie pozwala trwać dłużej w kłamstwie. Doznaję wrażenia, jakbym opuszczał ciemne lochy, by powrócić na świeże powietrze ogrzane dobrotliwem słoń-