Strona:PL Zola - Paryż. T. 2.djvu/197

Ta strona została uwierzytelniona.

cząc, galopując, popychając się, wszystkie szpilki wypadały nam z włosów; a twarze miałyśmy czerwone, jakby krew miała z nich trysnąć. Przepadałam za temi gonitwami po szkolnem podwórzu, ale nie myśl że skutkiem tego źle się uczyłam! Przeciwnie, może właśnie z tego powodu, umiałam po skończonej zabawie pilnie siedzieć nad książką. Wreszcie, nie ja jedna, ale wszystkie lubiłyśmy się ścigać w gonitwach, a potem ścigać się przy nauce. Każda z nas wysilała się, by zająć pierwsze miejsce w klasie.
Opowiadała bez końca, śmiejąc się na wspomnienie szkolnych figlów, a Piotr z przyjemnością patrzał na zdrową, różową jej twarz, nieco w górze ocienioną rondem pilśniowego czarnego kapelusza, przytwierdzonego do włosów wielką srebrną szpilką. Bogate zwoje jej włosów były wysoko zaczesane, odsłaniając delikatny, prawie dziecięcy karczek. Jeszcze nigdy nie wydała mu się tak pociągającą. Zachwycał się kształtną i smukłą jej postacią, która, pomimo silnie zarysowanych bioder i wypukłych piersi, była szczupłą i wiotką. Gdy się śmiała, oczy jej promieniały radością, a cały dół twarzy rozjaśniał się wyrazem nieskończonej dobroci.
— Lubię mieć na sobie hajdawery! I nie rozumiem, dla czego tyle kobiet upiera się nosić spódnice do jazdy na bicyklu!
Piotr zrobił uwagę, że może nie każdej kobiecie byłoby ładnie w krótkich spodniach, chociaż