Strona:PL Zola - Paryż. T. 2.djvu/215

Ta strona została uwierzytelniona.

— Otóż, sprawa załatwiona,.. Ale, powiedz mi, dlaczego sam tego nie zrobiłeś?
— Wilhelm, stojąc na miejscu jak wryty, śledził oczyma postać i ręce babki, czując, iż krew ścina mu się w żyłach w oczekiwaniu nieuchronnej śmierci. A gdy odzyskał przytomność i odnalazł się żyjącym obok zamkniętego aparatu, odetchnął głęboko, lecz jeszcze nie ochłonąwszy, odpowiedział:
— Dla czego sam tego nie zrobiłem? Bo się bałem. Strach mnie obezwładnił.
Właśnie w taj chwili Marya z Piotrem wróciła z wycieczki i ogród napełnił się śmiechem i zmięszanemi głosami pytań i odpowiedzi. Tomasz, Franciszek i Antoni żartowali z Piotra, twierdząc, że najniezawodniej zjeżdżał z drogi na pola i straszył pasące się krowy na łąkach. Nie wierzyli, by odbył tak daleką wycieczkę bez żadnej przygody. Głośno rozmawiając, wbiegli wszyscy do pracowni, lecz nagle zamilkli, ujrzawszy zmienioną twarz Wilhelma.
Uśmiechnął się ku nim, chcąc ich uspokoić i rzekł jeszcze wzruszony:
— Moje dzieci stchórzyłem... dopiero co stchórzyłem. Ciekawy objaw, dotąd nie zdarzyło mi się z nim zapoznać.
Opowiedział rzecz całą, obawę katastrofy, swe przerażenie, oraz spokój, z jakim wybawiła babka ich wszystkich od niezawodnej śmierci. Babka zlekka ruszyła ramionami, jakby chcąc powie-